Pasażer PKP odkrył chaos i bałagan na zielonogórskiej kolei. Uważa, że o tragedię nietrudno. Napisał do marszałka, wojewody, ministra transportu, prokuratury, a nawet prezydenta RP. Ale słuchać go nikt nie chce. - Przywykliśmy do dziadostwa - mówi Mieczysław Pląder i sprawiedliwości poszuka w sądzie.
Wszystko zaczęło się we wrześniu ub.r. Syn zielonogórzanina, student wrocławskiej uczelni jechał na ważny egzamin. Wsiadł do porannego pociągu pospiesznego "Hetman" na stacji w Zielonej Górze. Na dworcu centralnym we Wrocławiu miał być o godz. 9.12. Do egzaminu pozostałaby chłopcu bezpieczna godzina.
- Odwiozłem syna na dworzec i spokojny wróciłem do łóżka. Przed siódmą obudził mnie telefon. Syn był zrozpaczony, bo jeszcze nie dojechał do Nowej Soli. Minęło 1,5 godz., a pociąg nie przejechał nawet 20 km - odpowiada Mieczysław Pląder, ojciec studenta.
Cały tekst:
jest dostępny tutaj.